Niestety zrobiłam już wszystkie zaplanowane gadżety i wczoraj nie miałam czym się pocieszać przed planowaną przebudową lukarn. Już myślałam, że nie mam wyjścia, muszę brać się do budowy, kiedy pomyślałam, że fajnie by było, gdyby niektóre minifigi miały w łapkach jakieś książki czy gazety. Przygotowałam kilka maleńkich "Wyborczych" i książkę o Zizku, którą będzie się wachlował pewien przeintelektualizowany okularnik. Niestety szybko się z tym uporałam, a sił do walki z lukarnami nadal nie miałam. I wtedy postanowiłam wyposażyć tipsiasto-brokatową minifiżkę w minifigową wersję jakiegoś damskiego czytadła. Padło na "Cosmopolitan". Zamiast zmniejszyć oryginalną okładkę, wzięłam się za robienie własnej. Niby robiłam to na kolanie, ale cała zabawa zajęła mi dobre 20 min. Okładki "Cosmo" są brzydkie i pstrokate i jest na nich duże seksu przez "x". Czyli wyszło mi idealnie.
Poświęciłam 20 min na wymyślanie i sklejanie gazety dla minifiga, choć od początku wiedziałam, że na kaflu 2x2 będzie widać tylko tytuł, zdjęcie panny i jakieś szlaczki...
Martwię się o siebie (i proszę o modły w mojej intencji) - zabawa z okładką nie odbywała się kosztem pracy czy randek, ale i tak obawiam się, że przeszłam do kolejnego poziomu geekowości. Jeszcze trochę, a zacznę robić minifigom pedicure. Albo będę produkować tapicerkę do trialówek...
