358 Rocket Base
: 2013-08-13, 11:25
ZESTAW 358 Rocket Base
Seria: Legoland
Rok premiery: 1973
Liczba elementów: 276
Figurki: brak
Wymiary pudełka: (w przybliżeniu) 30 x 20 x 5 cm
Cena: z kosmosu
Bricklink, Brickset, peeron, Lugnet
Zestaw ten można z całym spokojem nazwać prekursorskim dla tematu kosmicznego w legowym świecie. Na pewno pierwowzorem dla zestawów 6339 6456 czy też 3368 .Jak zauważyliście wyprodukowany został strasznie dawno temu, dlatego też recenzowanie go z punktu widzenia dnia dzisiejszego będzie wymagało odwoływania się do legowej, zamierzchłej przeszłości. Bez wczucia się w tamten legowy świat dzisiejsze rozumienie przedmiotowego zestawu będzie mocno zamazane.
Z interesujących nas danych, podążając za bricklinkiem : Zestaw pochodzi z 1973 roku, zawiera 276 elementów, 0 postaci i … to Wam musi wystarczyć. Były to te czasy, w których nie dzielono zestawów na serie, podserie, czy też inne kategorie, chyba, że za takową uznać Legoland. Bricklink podaje wprawdzie ukierunkowanie na „space”, ale to tak prawdę mówiąc działanie na siłę. Prawdziwe podziały to dopiero melodia przyszłości..
Zestaw nabyłem w bieżącym roku na Ebay-u w wersji MISB, za cenę z kosmosu.
PUDEŁKO i jego zawartość
Wykonane z mocno wiotkiego kartonu o wymiarach 30,45 x 20,00 cm, obleczone folią zabezpieczającą, która po zdjęciu i zmięciu w kulkę przypominała kolorem ołówkowy wkład. Ząb czasu obkurczył nieco folię, stąd pudełko jest nieco pofałdowane.
Pudełko wykonano w wersji rozsuwanej szufladki, przy czym okienka głównego nie zabezpieczono żadną szybką foliową. Wewnątrz pudełka wraz z klockami umieszczona została instrukcja „obsługi” oraz unikatowy dziś katalog na rok 1973. Klocki umieszczono luzem – bez wpakowania do woreczków. Wydawało się, że aby dobrać się do nich wystarczy je wysypać, ale tu zniecierpliwionego fana czeka niespodzianka – aby wyciągnąć płytę bazową należy wysuniętą szufladkę otworzyć. Szarpanie się z płytą i pudełkiem grozi rozerwaniem tego ostatniego.
Obie dłuższe krawędzie opatrzone są wielkim logiem Legoland, zaś na krótszych widnieje mniejsza wersja okładkowego obrazka, w postaci platformy startowej na tle wytworzonego atomowego grzyba. To takie moje skojarzenie, ale czyż nie jest ono choć odrobinę prawdziwe?
Tył pudełka prezentuje już jakiś element życia w postaci buzi skupionego na zabawie młodego człowieka.
INSTRUKCJA I KATALOG
Zacznę od katalogu.
Mało na obrazkach ruchu i życia. Brak jest w zasadzie postaci. To naprawdę sprawia wrażenie, jakby wybuchła bomba neutronowa, w wyniku uderzenia której ostała się tylko infrastruktura techniczna, ale to właśnie w taki statyczny sposób reklamowano wtedy produkt LEGO.
Sporadycznie na niektórych obrazkach widać twarze użytkowników – bardzo skupione, a niekiedy wręcz smutne (!).
Instrukcję stanowi jedna, dwustronna płachta o wymiarach 54,00 x 40,50 cm i jest ona bardzo czytelna. Każdy, nowy etap wyróżniony jest kolorem, zaś wykonane etapy pozostają białe.
Na jednym z rogów instrukcji wskazane są budowle alternatywne, lecz trudno doszukać się w nich wątków kosmicznych.
BUDOWA i BAWIALNOŚĆ
Zestaw jest konstrukcyjne prosty, a użyte klocki są standardem dla dzisiejszego klockomaniaka. W kolorystyce przeważą niebieski z elementami żółtymi, czarnymi i czerwonymi oraz przeźroczystym radarem, końcówką komina i czubkiem rakiety.
Całość kolorystycznie uzupełnia w zasadzie biała rakieta i w zasadzie biały pojazd. Ciekawym elementem jest na pewno obrotnica radaru (?), „dzielone” koła pojazdu oraz płyta bazowa 24 x 32 study.
Abstrahuję już od czerwonego koloru tej ostatniej. Elementem tworzącym jej niepowtarzalność jest wykropkowanie białymi punktami pierwszych miejsc łączenia płyty z fundamentami stacji. To budującemu oszczędza mozolnego liczenia studów w pionie i w poziomie. W sumie dobry patent, pod warunkiem, że nie będzie się na to zwracać uwagi przy budowlach alternatywnych.
Elementami ruchomymi platformy są: dwa ramiona – wysięgniki stykające się rakietą, płyta, na której umieszczona jest rakieta oraz pojazd ośmiokołowy.
Na uwagę zasługuje także sposób łączenia radaru z obrotnicą oraz światełek na dachu pojazdu – wciskanie boku klocka pomiędzy study.
Zestaw nie posiada naklejek, za to ma trzy nadruki: na bokach pojazdu - Legoland oraz na zderzaku - lampy i chłodnica pojazdu. Mój zestaw ma jednak taką oto niedoróbkę. Ciekawe co jej autor miał na myśli…
Pojazd sam w sobie jest dość prosty, lecz przy zabawie niezwykle szybki. Trzeba uważać, by nie szukać go potem pod szafą. Można w nim z tyłu nawet coś schować, ale klapą bagażnika nikt już się nie przejmował.
Jak wspomniałem na początku, stacja pozbawiona jest figurek. Przy zestawieniu jej z figurkami obecnie używanymi, widzimy, że stacja nie jest w skali, w jakiej zestawy są produkowane obecnie. Figurki są sporo większe, co powoduje, że nie można ich użyć przy zabawie zestawem w naszych czasach.
No i właśnie. Dochodzimy do bawialności, którą przetestowała niezwykle szybko moja ośmioletnia córka. Skoro jest rakieta, to ona powinna się odczepić, by móc nią polatać. Niestety pokazana na pudełku scenka jest wręcz nierealna.
Każda próba wystartowania rakietą kończyła się w najlepszym razie w ten sposób.
Następnie padło niezwykle logiczne pytanie:” Po co montować w budynku drzwi, jeśli się one nie otwierają ?”.
Wracając do rakiety, to jej konstrukcja nie jest zbyt szczęśliwa. Użyte ćwierć kołowe klocki są wyprodukowane w sposób uniemożliwiający wręcz ustawienie ich bez widocznych wyjść poza ramy konstrukcji, co w pierwszej chwili nasunęło mi skojarzenie z rodzimymi „cobi”. Widać to zresztą już na pudełku. Poza tym już lekkie ściśnięcie budowanej rakiety powoduje jej eksplozję i konieczność szukania jej elementów np.pod łóżkiem lub szafą.
OCENA
Nie może być ona jednoznaczna, toteż nie zastosuję zabawy w plusy i minusy. Niestety trzeba stwierdzić , że na dzień dzisiejszy bawialność zestawu jest zerowa, zaś jego wartość wyłącznie historyczna i kolekcjonerska. To na dzień dzisiejszy. Pamiętajmy jednak, że jest rok 1973. W Polsce co więksi szczęśliwcy zaopatrzyli się właśnie we wchodzące na nasz rynek klocki „Mały Budowniczy” . Sam byłem ich szczęśliwym posiadaczem i wiem, że można było z nich zbudować dosłownie wszystko pod warunkiem, że były to ruiny fortecy, z za której mogły strzelać żołnierzyki kupowane w kiosku „Ruchu” po 5 zeta za sztukę. Rodzimy producent oferował aż trzy rodzaje bricków 2x2, 2x4 i 2x8 w oszałamiającej gamie dwóch barw. W przypadku mojego zestawu były to : białopodobny i jasnozielonopodobny, ale wiem, że ktoś w Polsce miał czerwonopodobny (szał !).Pozwólcie, że pominę kwestię spajalności bricków, bo na takie drobnostki nie zwracano uwagi w ogóle. Gwarantuję Wam, że gdybym wtedy jakimś cudem otrzymał zestaw LEGO 358 to z ostro wrażeniowej czkawki musieliby mnie leczyć najlepsi specjaliści.
Seria: Legoland
Rok premiery: 1973
Liczba elementów: 276
Figurki: brak
Wymiary pudełka: (w przybliżeniu) 30 x 20 x 5 cm
Cena: z kosmosu
Bricklink, Brickset, peeron, Lugnet
Zestaw ten można z całym spokojem nazwać prekursorskim dla tematu kosmicznego w legowym świecie. Na pewno pierwowzorem dla zestawów 6339 6456 czy też 3368 .Jak zauważyliście wyprodukowany został strasznie dawno temu, dlatego też recenzowanie go z punktu widzenia dnia dzisiejszego będzie wymagało odwoływania się do legowej, zamierzchłej przeszłości. Bez wczucia się w tamten legowy świat dzisiejsze rozumienie przedmiotowego zestawu będzie mocno zamazane.
Z interesujących nas danych, podążając za bricklinkiem : Zestaw pochodzi z 1973 roku, zawiera 276 elementów, 0 postaci i … to Wam musi wystarczyć. Były to te czasy, w których nie dzielono zestawów na serie, podserie, czy też inne kategorie, chyba, że za takową uznać Legoland. Bricklink podaje wprawdzie ukierunkowanie na „space”, ale to tak prawdę mówiąc działanie na siłę. Prawdziwe podziały to dopiero melodia przyszłości..
Zestaw nabyłem w bieżącym roku na Ebay-u w wersji MISB, za cenę z kosmosu.
PUDEŁKO i jego zawartość
Wykonane z mocno wiotkiego kartonu o wymiarach 30,45 x 20,00 cm, obleczone folią zabezpieczającą, która po zdjęciu i zmięciu w kulkę przypominała kolorem ołówkowy wkład. Ząb czasu obkurczył nieco folię, stąd pudełko jest nieco pofałdowane.
Pudełko wykonano w wersji rozsuwanej szufladki, przy czym okienka głównego nie zabezpieczono żadną szybką foliową. Wewnątrz pudełka wraz z klockami umieszczona została instrukcja „obsługi” oraz unikatowy dziś katalog na rok 1973. Klocki umieszczono luzem – bez wpakowania do woreczków. Wydawało się, że aby dobrać się do nich wystarczy je wysypać, ale tu zniecierpliwionego fana czeka niespodzianka – aby wyciągnąć płytę bazową należy wysuniętą szufladkę otworzyć. Szarpanie się z płytą i pudełkiem grozi rozerwaniem tego ostatniego.
Obie dłuższe krawędzie opatrzone są wielkim logiem Legoland, zaś na krótszych widnieje mniejsza wersja okładkowego obrazka, w postaci platformy startowej na tle wytworzonego atomowego grzyba. To takie moje skojarzenie, ale czyż nie jest ono choć odrobinę prawdziwe?
Tył pudełka prezentuje już jakiś element życia w postaci buzi skupionego na zabawie młodego człowieka.
INSTRUKCJA I KATALOG
Zacznę od katalogu.
Mało na obrazkach ruchu i życia. Brak jest w zasadzie postaci. To naprawdę sprawia wrażenie, jakby wybuchła bomba neutronowa, w wyniku uderzenia której ostała się tylko infrastruktura techniczna, ale to właśnie w taki statyczny sposób reklamowano wtedy produkt LEGO.
Sporadycznie na niektórych obrazkach widać twarze użytkowników – bardzo skupione, a niekiedy wręcz smutne (!).
Instrukcję stanowi jedna, dwustronna płachta o wymiarach 54,00 x 40,50 cm i jest ona bardzo czytelna. Każdy, nowy etap wyróżniony jest kolorem, zaś wykonane etapy pozostają białe.
Na jednym z rogów instrukcji wskazane są budowle alternatywne, lecz trudno doszukać się w nich wątków kosmicznych.
BUDOWA i BAWIALNOŚĆ
Zestaw jest konstrukcyjne prosty, a użyte klocki są standardem dla dzisiejszego klockomaniaka. W kolorystyce przeważą niebieski z elementami żółtymi, czarnymi i czerwonymi oraz przeźroczystym radarem, końcówką komina i czubkiem rakiety.
Całość kolorystycznie uzupełnia w zasadzie biała rakieta i w zasadzie biały pojazd. Ciekawym elementem jest na pewno obrotnica radaru (?), „dzielone” koła pojazdu oraz płyta bazowa 24 x 32 study.
Abstrahuję już od czerwonego koloru tej ostatniej. Elementem tworzącym jej niepowtarzalność jest wykropkowanie białymi punktami pierwszych miejsc łączenia płyty z fundamentami stacji. To budującemu oszczędza mozolnego liczenia studów w pionie i w poziomie. W sumie dobry patent, pod warunkiem, że nie będzie się na to zwracać uwagi przy budowlach alternatywnych.
Elementami ruchomymi platformy są: dwa ramiona – wysięgniki stykające się rakietą, płyta, na której umieszczona jest rakieta oraz pojazd ośmiokołowy.
Na uwagę zasługuje także sposób łączenia radaru z obrotnicą oraz światełek na dachu pojazdu – wciskanie boku klocka pomiędzy study.
Zestaw nie posiada naklejek, za to ma trzy nadruki: na bokach pojazdu - Legoland oraz na zderzaku - lampy i chłodnica pojazdu. Mój zestaw ma jednak taką oto niedoróbkę. Ciekawe co jej autor miał na myśli…
Pojazd sam w sobie jest dość prosty, lecz przy zabawie niezwykle szybki. Trzeba uważać, by nie szukać go potem pod szafą. Można w nim z tyłu nawet coś schować, ale klapą bagażnika nikt już się nie przejmował.
Jak wspomniałem na początku, stacja pozbawiona jest figurek. Przy zestawieniu jej z figurkami obecnie używanymi, widzimy, że stacja nie jest w skali, w jakiej zestawy są produkowane obecnie. Figurki są sporo większe, co powoduje, że nie można ich użyć przy zabawie zestawem w naszych czasach.
No i właśnie. Dochodzimy do bawialności, którą przetestowała niezwykle szybko moja ośmioletnia córka. Skoro jest rakieta, to ona powinna się odczepić, by móc nią polatać. Niestety pokazana na pudełku scenka jest wręcz nierealna.
Każda próba wystartowania rakietą kończyła się w najlepszym razie w ten sposób.
Następnie padło niezwykle logiczne pytanie:” Po co montować w budynku drzwi, jeśli się one nie otwierają ?”.
Wracając do rakiety, to jej konstrukcja nie jest zbyt szczęśliwa. Użyte ćwierć kołowe klocki są wyprodukowane w sposób uniemożliwiający wręcz ustawienie ich bez widocznych wyjść poza ramy konstrukcji, co w pierwszej chwili nasunęło mi skojarzenie z rodzimymi „cobi”. Widać to zresztą już na pudełku. Poza tym już lekkie ściśnięcie budowanej rakiety powoduje jej eksplozję i konieczność szukania jej elementów np.pod łóżkiem lub szafą.
OCENA
Nie może być ona jednoznaczna, toteż nie zastosuję zabawy w plusy i minusy. Niestety trzeba stwierdzić , że na dzień dzisiejszy bawialność zestawu jest zerowa, zaś jego wartość wyłącznie historyczna i kolekcjonerska. To na dzień dzisiejszy. Pamiętajmy jednak, że jest rok 1973. W Polsce co więksi szczęśliwcy zaopatrzyli się właśnie we wchodzące na nasz rynek klocki „Mały Budowniczy” . Sam byłem ich szczęśliwym posiadaczem i wiem, że można było z nich zbudować dosłownie wszystko pod warunkiem, że były to ruiny fortecy, z za której mogły strzelać żołnierzyki kupowane w kiosku „Ruchu” po 5 zeta za sztukę. Rodzimy producent oferował aż trzy rodzaje bricków 2x2, 2x4 i 2x8 w oszałamiającej gamie dwóch barw. W przypadku mojego zestawu były to : białopodobny i jasnozielonopodobny, ale wiem, że ktoś w Polsce miał czerwonopodobny (szał !).Pozwólcie, że pominę kwestię spajalności bricków, bo na takie drobnostki nie zwracano uwagi w ogóle. Gwarantuję Wam, że gdybym wtedy jakimś cudem otrzymał zestaw LEGO 358 to z ostro wrażeniowej czkawki musieliby mnie leczyć najlepsi specjaliści.