8480 Space Shuttle
: 2006-11-02, 21:15
8480 Space Shuttle
Rok produkcji: 1996
Ilość części: 1366
Miłość fana: bardziej niż bezcenna
Po recenzji 8880, w której to poznaliście mój stosunek do tego "kultowego" (brrr ... aż mnie mrozi od tego słowa) zestawu i wiecie już, że jest on z gatunku tych przerywanych, nadszedł czas na recenzję, która pozbawiona będzie obiektywizmu, a nacechowana będzie bezgranicznym uwielbieniem, które zaślepia ewidentne braki w zestawie 8480. Oczywiście pomalutku, powolutku wyjaśnię skąd się bierze moja miłość (tak, tak naprawdę można nazwać moje relacje z tym nieożywionym przedmiotem).
Model ten kupiłem jak dobrze pamiętam w marcu 2006, za naprawdę grube pieniądze. Wtedy jeszcze nie miałem dzisiejszej cierpliwości w negocjacjach i udało mi się zbić cenę z 330 zł do 280 zł. Może ktoś uzna to za sukces ale zapewniam, że raczej przepłaciłem. Model był żółty, oryginalnie jest biały ale jak już zapewne każdy wie, światło nie służy pewnym kolorom klocków. Wiele części było pękniętych. Stał on przez kilka lat na wystawie sklepowej, a silne światła w ciągu dnia oświetlały go, dzięki czemu nabrał tej pięknej barwy, w nocy zaś stygł. Wahania temperatur, na co wahadłowiec winien być przygotowany, sprawiły, że wiele zatyczek na ośki pękło. Poza nimi kilka innych części również. Oczywiście przez te lata pokrył się też grubą warstwą kurzu. Model nie miał pudełka ani instrukcji, ale ja wiedziałem, że to jest brzydkie kaczątko i że kiedyś wyrośnie z niego łabędź. I moja wiara się opłaciła ... Dodam jeszcze na koniec wstępu, że pewien matoł skleił cyjanopanem klapy. Dzięki temu dobry sprzedawca zmniejszył mi cenę o kolejne 50 zł. Niemniej za moje brzydkie kaczątko wciąż to była spora suma.
Gdy już trafił pod mój dach został umyty i zbudowany. Można powiedzieć, że był to taki łaciaty dalmatyńczyk - tu klocek biały, tam beżowy, tu znów żółty lub żółtawy. Ohyda. Stał tak kilka miesięcy. Wreszcie nie wytrzymałem i rozebrałem go. Białe części trafiły do kąpieli w wodzie utlenionej. Płukały się miesiąc. Ja w tym czasie zdobywałem wszystkie klocki, do których jakości miałem zastrzeżenia. Żałuję, że nie zrobiłem mu zdjęć przed wybielaniem, zobaczylibyście jak bardzo się zmienił.
Powtórną budowę rozpocząłem w sierpniu i właśnie z niej przedstawię relację.
1) Początek. Nic się jeszcze nie da powiedzieć.
2) Pojawiają się dwa najdłuższe przewody. Jeden będzie dawał energię do głównego silnika, drugi napędzi mały silnik w satelicie. Jest też obrotnica, na której obracać się będzie ramię wysięgnika.
3) Tu widać początek dysz oraz klap. Jest też urządzenie, które będzie emitowało czerwone światło do światłowodów.
4) Model już ma pełną długość. Dobudowano pozostałe dwie klapy.
5) Podwozie już prawie kompletne. Skrzydła mają już docelowy kształt, kształt który mnie zniewala.
6) Zbudowano klapy luku bagażowego. Zamontowany jest też w przedniej części silnik, natomiast w tylnej znalazło się miejsce dla pojemnika na baterie.
7) A tu doszła skrzynia biegów, dzięki której jednym silnikiem można napędzić 4 niezależne mechanizmy.
8) Ogon. Wysięgnik. Początek kabiny.
9) I koniec ... prawie.
Model ten ma jeszcze naklejki, które musiałem zerwać przed płukaniem, a które już przed nim były lekko podniszczone. Pobrałem więc z sieci naklejki, ale ich jakość mnie nie zadowoliła i na ich podstawie narysowałem je od początku. Potem wydrukowałem na papierze przylepnym i na koniec nakleiłem taśmę samoprzylepną by nabrały ładnego połysku. Oto efekt:
Żeby tradycji stało się zadość (wielka mi tradycja) przeprowadzę na życzenie fanów wywiad z 8480. Zapraszam do lektury.
- Witam. Zdajesz sobie sprawę, że jesteś wielce kontrowersyjnym modelem. Jedni Cię kochają a inni nienawidzą. Czy mógłbyś coś o sobie opowiedzieć tak by rozwiać wątpliwości?
- Z wielką chęcią. Nie będę nikogo krytykował, postaram się mówić jedynie o moich zaletach, których mam bez liku. Zacznę może od mojej skrzyni biegów ...
- Ano właśnie, co dzięki niej potrafisz?
- Już mówię. Potrafię 4 różne rzeczy. Po pierwsze otwieram pokrywy luku bagażowego. Po drugie potrafię podnieść ramię wysięgnika wraz z satelitą by na koniec je obrócić. Ostatni funkcja jest jedynie efekciarska: w dyszach pali mi się naprzemiennie 8 światłowodów. W zamyśle projektantów miało to imitować ogień.
- Bardzo ładnie. Co jeszcze? Wiemy, że posiadasz jeszcze jeden silnik. Co on robi?
- To proste, otwiera panele słoneczne satelity. Jest to najmniejszy z silników jakie firma lego produkuje. Małe czerwone i słabe cacuszko. Tu jednak sprawdza się bez zarzutów.
- Jak jesteś zabezpieczony przed spaleniem silnika? Mam tu na myśli sytuację gdy ktoś nieroztropny przeszkadzałby Ci np. w otwarciu klap.
- Napęd przenoszony jest gumkami. Gdy niezbędna do otwarcia klap siła jest zbyt duża wtedy paski ślizgają się i nie przenoszą napędu.
- Słyszałem, że te gumki są jedną z Twoich wad. To prawda?
- Tak. Niestety po jakimś czasie rozciągają się i nawet bez dodatkowego oporu nie mogę otworzyć pokryw luku. Dobrze, że kupiłeś mi nową czerwoną gumkę. Teraz działam bez zarzutów. Szkoda jednak, że projektanci nie wpadli na pomysł by oryginalnie dawać tu białą, najkrótszą gumkę.
- Tak to prawda. Mogli nawet ograniczyć się do gumek tuż za silnikiem, a w reszcie przełożeń zastosować koła zębate. Trudno, jest jak jest. Wiem, że masz chowane podwozie. Opowiedz jak ono działa.
- Na moim lewym skrzydle jest wajcha, która służy do chowania kół. Działa to perfekcyjnie. Ktoś musiał się tęgo napracować by to wymyślić. W przednim kole wbudowany jest amortyzator, który nie pozwala raz złożonemu kołu się otworzyć i na odwrót. Mechanizm jest bardzo zmyślny. I to chyba koniec.
- Nie bądź taki skromny, powiedz o kolejnej funkcji.
- Ano tak, mam ruchome klapy. Do tego służy bliźniacza wajcha na prawym skrzydle.
- Teraz już chyba powiedziałeś o sobie wszystko. Do zobaczenia.
Ja naprawdę uwielbiam ten model. Jest wielki i ma tak doskonale oddany kształt prawdziwego wahadłowca. Amerykanie zbudowali ich 5. 2 już nie istnieją. Razem z moim liczą się więc na świecie tylko 4 :mruga: .
W tym modelu absolutnie wszystko (poza nieszczęsnymi gumkami) jest przemyślane w 100%. To jest najcudowniejszy model lego z serii technic. Satelita nawet przy rozłożonych panelach może być obracany i nie zahaczy o nic. Przy złożonych pięknie chowa się w luku i jest dokładnie przykryty pokrywami. Pudełko z bateriami może być ciągle włączone, ponieważ w zestawie są jeszcze dwa przełączniki, które dopiero pozwalają prądowi płynąć.
Co zaś się tyczy pudełka (którego nie mam) - mogę się założyć, że jest w starym dobrym stylu i zasłużyłoby na najwyższą ocenę. Instrukcji nie można nic zarzucić i buduje się zabawkę przyjemnie i długo.
OCENY:
- pudełko - 10 (zaocznie)
- instrukcja - 10
- ilość klocków i ich zróżnicowanie - 10
- model główny - 10,5 (innymi słowy cud malina)
- model alternatywny - ???? na rysunkach wygląda dość ładnie, ja nie budowałem
Każdemu amatorowi kosmosu polecam ten zestaw. Nie mam już sił by coś więcej o nim pisać. Zobaczcie sobie kolejną, niewielką porcję zdjęć.
PS. Zapewniam, że klocki są śnieżnobiałe, a moc wody utlenionej jest nie do przecenienia.
>>>>> GALERIA <<<<<
Rok produkcji: 1996
Ilość części: 1366
Miłość fana: bardziej niż bezcenna
Po recenzji 8880, w której to poznaliście mój stosunek do tego "kultowego" (brrr ... aż mnie mrozi od tego słowa) zestawu i wiecie już, że jest on z gatunku tych przerywanych, nadszedł czas na recenzję, która pozbawiona będzie obiektywizmu, a nacechowana będzie bezgranicznym uwielbieniem, które zaślepia ewidentne braki w zestawie 8480. Oczywiście pomalutku, powolutku wyjaśnię skąd się bierze moja miłość (tak, tak naprawdę można nazwać moje relacje z tym nieożywionym przedmiotem).
Model ten kupiłem jak dobrze pamiętam w marcu 2006, za naprawdę grube pieniądze. Wtedy jeszcze nie miałem dzisiejszej cierpliwości w negocjacjach i udało mi się zbić cenę z 330 zł do 280 zł. Może ktoś uzna to za sukces ale zapewniam, że raczej przepłaciłem. Model był żółty, oryginalnie jest biały ale jak już zapewne każdy wie, światło nie służy pewnym kolorom klocków. Wiele części było pękniętych. Stał on przez kilka lat na wystawie sklepowej, a silne światła w ciągu dnia oświetlały go, dzięki czemu nabrał tej pięknej barwy, w nocy zaś stygł. Wahania temperatur, na co wahadłowiec winien być przygotowany, sprawiły, że wiele zatyczek na ośki pękło. Poza nimi kilka innych części również. Oczywiście przez te lata pokrył się też grubą warstwą kurzu. Model nie miał pudełka ani instrukcji, ale ja wiedziałem, że to jest brzydkie kaczątko i że kiedyś wyrośnie z niego łabędź. I moja wiara się opłaciła ... Dodam jeszcze na koniec wstępu, że pewien matoł skleił cyjanopanem klapy. Dzięki temu dobry sprzedawca zmniejszył mi cenę o kolejne 50 zł. Niemniej za moje brzydkie kaczątko wciąż to była spora suma.
Gdy już trafił pod mój dach został umyty i zbudowany. Można powiedzieć, że był to taki łaciaty dalmatyńczyk - tu klocek biały, tam beżowy, tu znów żółty lub żółtawy. Ohyda. Stał tak kilka miesięcy. Wreszcie nie wytrzymałem i rozebrałem go. Białe części trafiły do kąpieli w wodzie utlenionej. Płukały się miesiąc. Ja w tym czasie zdobywałem wszystkie klocki, do których jakości miałem zastrzeżenia. Żałuję, że nie zrobiłem mu zdjęć przed wybielaniem, zobaczylibyście jak bardzo się zmienił.
Powtórną budowę rozpocząłem w sierpniu i właśnie z niej przedstawię relację.
1) Początek. Nic się jeszcze nie da powiedzieć.
2) Pojawiają się dwa najdłuższe przewody. Jeden będzie dawał energię do głównego silnika, drugi napędzi mały silnik w satelicie. Jest też obrotnica, na której obracać się będzie ramię wysięgnika.
3) Tu widać początek dysz oraz klap. Jest też urządzenie, które będzie emitowało czerwone światło do światłowodów.
4) Model już ma pełną długość. Dobudowano pozostałe dwie klapy.
5) Podwozie już prawie kompletne. Skrzydła mają już docelowy kształt, kształt który mnie zniewala.
6) Zbudowano klapy luku bagażowego. Zamontowany jest też w przedniej części silnik, natomiast w tylnej znalazło się miejsce dla pojemnika na baterie.
7) A tu doszła skrzynia biegów, dzięki której jednym silnikiem można napędzić 4 niezależne mechanizmy.
8) Ogon. Wysięgnik. Początek kabiny.
9) I koniec ... prawie.
Model ten ma jeszcze naklejki, które musiałem zerwać przed płukaniem, a które już przed nim były lekko podniszczone. Pobrałem więc z sieci naklejki, ale ich jakość mnie nie zadowoliła i na ich podstawie narysowałem je od początku. Potem wydrukowałem na papierze przylepnym i na koniec nakleiłem taśmę samoprzylepną by nabrały ładnego połysku. Oto efekt:
Żeby tradycji stało się zadość (wielka mi tradycja) przeprowadzę na życzenie fanów wywiad z 8480. Zapraszam do lektury.
- Witam. Zdajesz sobie sprawę, że jesteś wielce kontrowersyjnym modelem. Jedni Cię kochają a inni nienawidzą. Czy mógłbyś coś o sobie opowiedzieć tak by rozwiać wątpliwości?
- Z wielką chęcią. Nie będę nikogo krytykował, postaram się mówić jedynie o moich zaletach, których mam bez liku. Zacznę może od mojej skrzyni biegów ...
- Ano właśnie, co dzięki niej potrafisz?
- Już mówię. Potrafię 4 różne rzeczy. Po pierwsze otwieram pokrywy luku bagażowego. Po drugie potrafię podnieść ramię wysięgnika wraz z satelitą by na koniec je obrócić. Ostatni funkcja jest jedynie efekciarska: w dyszach pali mi się naprzemiennie 8 światłowodów. W zamyśle projektantów miało to imitować ogień.
- Bardzo ładnie. Co jeszcze? Wiemy, że posiadasz jeszcze jeden silnik. Co on robi?
- To proste, otwiera panele słoneczne satelity. Jest to najmniejszy z silników jakie firma lego produkuje. Małe czerwone i słabe cacuszko. Tu jednak sprawdza się bez zarzutów.
- Jak jesteś zabezpieczony przed spaleniem silnika? Mam tu na myśli sytuację gdy ktoś nieroztropny przeszkadzałby Ci np. w otwarciu klap.
- Napęd przenoszony jest gumkami. Gdy niezbędna do otwarcia klap siła jest zbyt duża wtedy paski ślizgają się i nie przenoszą napędu.
- Słyszałem, że te gumki są jedną z Twoich wad. To prawda?
- Tak. Niestety po jakimś czasie rozciągają się i nawet bez dodatkowego oporu nie mogę otworzyć pokryw luku. Dobrze, że kupiłeś mi nową czerwoną gumkę. Teraz działam bez zarzutów. Szkoda jednak, że projektanci nie wpadli na pomysł by oryginalnie dawać tu białą, najkrótszą gumkę.
- Tak to prawda. Mogli nawet ograniczyć się do gumek tuż za silnikiem, a w reszcie przełożeń zastosować koła zębate. Trudno, jest jak jest. Wiem, że masz chowane podwozie. Opowiedz jak ono działa.
- Na moim lewym skrzydle jest wajcha, która służy do chowania kół. Działa to perfekcyjnie. Ktoś musiał się tęgo napracować by to wymyślić. W przednim kole wbudowany jest amortyzator, który nie pozwala raz złożonemu kołu się otworzyć i na odwrót. Mechanizm jest bardzo zmyślny. I to chyba koniec.
- Nie bądź taki skromny, powiedz o kolejnej funkcji.
- Ano tak, mam ruchome klapy. Do tego służy bliźniacza wajcha na prawym skrzydle.
- Teraz już chyba powiedziałeś o sobie wszystko. Do zobaczenia.
Ja naprawdę uwielbiam ten model. Jest wielki i ma tak doskonale oddany kształt prawdziwego wahadłowca. Amerykanie zbudowali ich 5. 2 już nie istnieją. Razem z moim liczą się więc na świecie tylko 4 :mruga: .
W tym modelu absolutnie wszystko (poza nieszczęsnymi gumkami) jest przemyślane w 100%. To jest najcudowniejszy model lego z serii technic. Satelita nawet przy rozłożonych panelach może być obracany i nie zahaczy o nic. Przy złożonych pięknie chowa się w luku i jest dokładnie przykryty pokrywami. Pudełko z bateriami może być ciągle włączone, ponieważ w zestawie są jeszcze dwa przełączniki, które dopiero pozwalają prądowi płynąć.
Co zaś się tyczy pudełka (którego nie mam) - mogę się założyć, że jest w starym dobrym stylu i zasłużyłoby na najwyższą ocenę. Instrukcji nie można nic zarzucić i buduje się zabawkę przyjemnie i długo.
OCENY:
- pudełko - 10 (zaocznie)
- instrukcja - 10
- ilość klocków i ich zróżnicowanie - 10
- model główny - 10,5 (innymi słowy cud malina)
- model alternatywny - ???? na rysunkach wygląda dość ładnie, ja nie budowałem
Każdemu amatorowi kosmosu polecam ten zestaw. Nie mam już sił by coś więcej o nim pisać. Zobaczcie sobie kolejną, niewielką porcję zdjęć.
PS. Zapewniam, że klocki są śnieżnobiałe, a moc wody utlenionej jest nie do przecenienia.
>>>>> GALERIA <<<<<