[MOC] Swoop Bike
: 2017-12-10, 15:17
Deer Ladys and Gentelman!
Po dłuższym braku aktywności na Forum w końcu postanowiłem zaprezentować Wam moją kolejną pracę. I jest to nic innego jak daleki przodek w linii prostej Pod Racerów znanych z niesławnego pierwszego epizodu Gwiezdnych Wojen: (niebardzo) Mrocznego Widma.
Nie trzeba było oglądać filmu, by usłyszeć legendy jakie się wokół niego spowijają. Do tych, do których wszystkie plotki i pomówienia nie dotarły obwieszczam- ten film jest po prostu... niedobry.
Odchodzę od tematu.
Pod Racery są całkiem fajne, zresztą to samo można powiedzieć o ich poprzednikach.
Znana z pierwszej części Knights of the Old Republic maszyna partycypuje w tworzeniu niesamowitego klimatu galaktycznego marginesu społeczeństwa- półlegalne, morderczo szybkie i niebezpieczne, wyścigi Ścigaczy (może ktoś zna dobre polskie tłumaczenie?) zdobyły niemałą popularność wśród niższych warstw społecznych- niejeden młodzieniaszek stracił na nich kończyny, małą fortunę, czy nawet życie próbując wybić się na górę rankingu. Można powiedzieć, że są częścią tego całego pełzającego syfu, jaki spotykamy w podziemiach Taris, obskurnych kantynach Tatooine i innych miejscach o nie najlepszej reputacji. Ale co właściwie jest w tym takiego niesamowitego? Otóż to, co nas w realnym świecie odpycha, fanów Gwiezdnych Wojen (w tym mnie)...
...przyciąga...
... bo komuż nie podobały się wszystkie zbiry, łapserdaki, szumowiny i męty, ci bezbożnicy zgromadzeni w kantynie Mos Eisley? Niektóre z tych anonimowych stworzeń zostały polubione do tego stopnia, że nawet dostały swoje własne historie.
Ale nie będę już zanudzał Was moimi nudnymi wypracowaniami na temat Gwiezdnych Wojen, bo piszę słabo i zapewne rozmijam się z tematem niczym strzał Milika z bramką przeciwnika.
Na początek (początek) wypadałoby wstawić jakieś zdjęcie modelu. Porsche bardzo:
Nie jest to żaden konkretny pojazd, lecz moja (całkiem luźna zresztą interpretacja) idei wyścigówki z odległej galaktyki. Mam nadzieję, że kolory nie są oczobijne mimo zastosowania kilku odcieni. Praca powstała w lipcu (moje modele są jak wino, muszą trochę poleżeć na półce zanim je zobaczy świat- mimo wszystko czasem wychodzą jabole) i to był mój pierwszy raz z patynowaniem- w korposlangu tzw. ,,wetheringiem".
Niestety przez swoje skąpstwo jeszcze nie kupiłem zapasu elementów w starych odcieniach szarości, więc efekt (jak zapewne widzicie) daleki jest ideału
Chyba za dużo piszę, co zniechęca ludzi do czytania. Tak więc macie na koniec ostatnią fotkę:
Oczywiście zachęcam do komentowania.
KWESTIA ZDJĘĆ:
Dwie rzeczy w Lego są najgorsze: segregacja (i przynajmniej w moim przypadku) fotografowanie. Jak wejdziecie w moje klockowe portfolio, to z pewnością stwierdzicie, że w tej dziedzinie jestem totalnym beztalenciem. Jednakże wiedzcie także, że staram się jak mogę i (nawet) zdarza mi się robić postępy.
Po dłuższym braku aktywności na Forum w końcu postanowiłem zaprezentować Wam moją kolejną pracę. I jest to nic innego jak daleki przodek w linii prostej Pod Racerów znanych z niesławnego pierwszego epizodu Gwiezdnych Wojen: (niebardzo) Mrocznego Widma.
Nie trzeba było oglądać filmu, by usłyszeć legendy jakie się wokół niego spowijają. Do tych, do których wszystkie plotki i pomówienia nie dotarły obwieszczam- ten film jest po prostu... niedobry.
Odchodzę od tematu.
Pod Racery są całkiem fajne, zresztą to samo można powiedzieć o ich poprzednikach.
Znana z pierwszej części Knights of the Old Republic maszyna partycypuje w tworzeniu niesamowitego klimatu galaktycznego marginesu społeczeństwa- półlegalne, morderczo szybkie i niebezpieczne, wyścigi Ścigaczy (może ktoś zna dobre polskie tłumaczenie?) zdobyły niemałą popularność wśród niższych warstw społecznych- niejeden młodzieniaszek stracił na nich kończyny, małą fortunę, czy nawet życie próbując wybić się na górę rankingu. Można powiedzieć, że są częścią tego całego pełzającego syfu, jaki spotykamy w podziemiach Taris, obskurnych kantynach Tatooine i innych miejscach o nie najlepszej reputacji. Ale co właściwie jest w tym takiego niesamowitego? Otóż to, co nas w realnym świecie odpycha, fanów Gwiezdnych Wojen (w tym mnie)...
...przyciąga...
... bo komuż nie podobały się wszystkie zbiry, łapserdaki, szumowiny i męty, ci bezbożnicy zgromadzeni w kantynie Mos Eisley? Niektóre z tych anonimowych stworzeń zostały polubione do tego stopnia, że nawet dostały swoje własne historie.
Ale nie będę już zanudzał Was moimi nudnymi wypracowaniami na temat Gwiezdnych Wojen, bo piszę słabo i zapewne rozmijam się z tematem niczym strzał Milika z bramką przeciwnika.
Na początek (początek) wypadałoby wstawić jakieś zdjęcie modelu. Porsche bardzo:
Nie jest to żaden konkretny pojazd, lecz moja (całkiem luźna zresztą interpretacja) idei wyścigówki z odległej galaktyki. Mam nadzieję, że kolory nie są oczobijne mimo zastosowania kilku odcieni. Praca powstała w lipcu (moje modele są jak wino, muszą trochę poleżeć na półce zanim je zobaczy świat- mimo wszystko czasem wychodzą jabole) i to był mój pierwszy raz z patynowaniem- w korposlangu tzw. ,,wetheringiem".
Niestety przez swoje skąpstwo jeszcze nie kupiłem zapasu elementów w starych odcieniach szarości, więc efekt (jak zapewne widzicie) daleki jest ideału
Chyba za dużo piszę, co zniechęca ludzi do czytania. Tak więc macie na koniec ostatnią fotkę:
Oczywiście zachęcam do komentowania.
KWESTIA ZDJĘĆ:
Dwie rzeczy w Lego są najgorsze: segregacja (i przynajmniej w moim przypadku) fotografowanie. Jak wejdziecie w moje klockowe portfolio, to z pewnością stwierdzicie, że w tej dziedzinie jestem totalnym beztalenciem. Jednakże wiedzcie także, że staram się jak mogę i (nawet) zdarza mi się robić postępy.