[MOC] HSW Ł-34
: 2014-04-08, 03:41
- O, jaki fajny grzybek! To jakiś nowy?
- Tato, wiesz co, one są z Hobbita, mam takie dwa, dam ci jeden!
- Nie dawaj mi, bo co jak będziesz potrzebował? Ja nie będę w najbliższym czasie budował lasu z grzybami.
- Ale ja potrzebuję tylko jeden, weź sobie drugi, proszę cię, może ci się przyda.
- OK, dziękuję synku.
Wspomniany element wrzuciłem do kieszeni i nosiłem w kurtce przez kilka tygodni, zanim sobie o nim przypomniałem i wyjąłem. Torebeczkę z nim położyłem na podłodze obok umiarkowanej wielkości sterty klocków czekających na powrzucanie do przegródek.
Jednak grzybek nigdy w przegródce nie wylądował.
Sam byłem zaskoczony, że tak idealnie wpasował się w.... wielką, ciężką maszynę budowlaną!
Produkowana w Hucie Stalowa Wola Ł-34 - najpopularniejsza z polskich maszyn budowlanych - wywodzi się ze starszych typów ładowarek: Ł-2/200/220. Jej produkcję rozpoczęto w 1976 roku. Była na tyle udaną konstrukcją, że ostatnie maszyny, które zjechały z taśmy w 2000 roku niewiele się różniły od pierwszych. W produkcji została zastąpiona nieco zmodernizowaną ładowarką Ł-35.
Wiele Ł-34 nadal kopie i ładuje, zarówno w Polsce, jak i w innych krajach.
Jeśli ktoś jest ciekaw jak wygląda oryginał - internet jest pełen ich zdjęć.
Legowa maszyna ma ruchomy przegub, co więcej - podczas skrętu wewnątrz przesuwają się imitacje siłowników. Tylny most jest zawieszony kołyskowo, co pozwala zgrabnie pokonywać nierówności. Czy raczej pozwalałoby, gdyby kręciły się kółka.
Łycha ma zakres ruchu bardzo zbliżony do oryginału (widać na zdjęciach, że bez problemu jest w stanie załadować MAZ-a, a także coś wyższego), tyle, że zmiana pozycji wymaga ręcznej wymiany siłowników. To nieco kłopotliwe, ale w końcu to nie zabawka, ale poważna budowla z klocków Lego :)
Podniesioną łychę można po brzegi wypełnić klockami, więc uznaję, że udźwig również mieści się w skali :)
Na początku założyłem sobie, że boczne pokrywy silnika zrobię zdjęte. Pod koniec okazało się, że mogę zmontować prostą pokrywę, która idealnie pasuje na swoje miejsce.
Do kabiny mieści się ludzik, choć w tym celu należy opuścić fotel o dwie płytki - normalnie siedzisko powinno znajdować się mniej więcej na wysokości dolnej krawędzi szyby.
Ładowarka była mniej więcej gotowa rok temu. "Mniej więcej" - bo większość rzeczy, które odkładam jako gotowe, przechodzi jeszcze kilka modyfikacji, zanim wyjedzie na świat. Działa tu tylko i wyłącznie czas. Spojrzenie świeżym okiem po tygodniu, czy miesiącu pozwala wychwycić, co można poprawić w niby gotowym samochodziku.
Tak i w tym przypadku - była wersja krótsza, z oponami balonowymi, z żółtą łyżką, z niżej zamocowanym wysięgnikiem, z wyższą osłoną silnika. Wszystko do wymiany :)
Bardzo się ucieszyłem, kiedy zobaczyłem nowe opony technicowe. Pasują idealnie i szybko je wstawiłem zamiast balonowych. Są nałożone na wywrócone na lewą stronę jakieś inne oponki - już nie pamiętam jakie. Ich ranty ładnie się uzupełniają.
Filtr powietrza to tłok nałożony na zwykły 'axle-pin'. Trzyma się porządnie, choć tylko w pewnym zakresie kątów.
Górna pokrywa silnika jest w oryginale nieco pochyła, akurat, żeby dac pół płytki obniżenia na 7 studach długości. Szpara ma być, bo nie ma jej jak wypełnić, i proszę mi nie doradzać zaklejania jej naklejkami. Uważam, że w bezpośrednim sąsiedztwie żaluzji nie rzuca się wcale w oczy.
Najdłużej kombinowałem ze słupkami kabiny. Nie dość, że przednie pochylone, to jeszcze schodzą się u dołu, a do tego jeszcze po trzy sztuki prostych z każdej strony. Leżał taki kabriolecik bez dachu miesiącami. W pewien ponury dzień słuchając wichru zza okna i dźwięków Carminy Burany chciałem zająć się budowaniem dystrybutora paliwowego do Bedforda, ale bezwiednie wziąłem do rąk odwłok Ł-34, kilka klocków, żółtego flexa oraz skalpel i przyczepiłem słupki do dachu i w najprostszy sposób złożyłem całą kabinę. Na zimno, bez emocji i bez 'chcenia'. Po wszystkim troszeczkę się ucieszyłem :)
Zdjęć tym razem wyszło dużo:
Dziękuję za uwagę i wracam do pracy.
I co, widać grzybka? Pewnie że widać!
- Tato, wiesz co, one są z Hobbita, mam takie dwa, dam ci jeden!
- Nie dawaj mi, bo co jak będziesz potrzebował? Ja nie będę w najbliższym czasie budował lasu z grzybami.
- Ale ja potrzebuję tylko jeden, weź sobie drugi, proszę cię, może ci się przyda.
- OK, dziękuję synku.
Wspomniany element wrzuciłem do kieszeni i nosiłem w kurtce przez kilka tygodni, zanim sobie o nim przypomniałem i wyjąłem. Torebeczkę z nim położyłem na podłodze obok umiarkowanej wielkości sterty klocków czekających na powrzucanie do przegródek.
Jednak grzybek nigdy w przegródce nie wylądował.
Sam byłem zaskoczony, że tak idealnie wpasował się w.... wielką, ciężką maszynę budowlaną!
Produkowana w Hucie Stalowa Wola Ł-34 - najpopularniejsza z polskich maszyn budowlanych - wywodzi się ze starszych typów ładowarek: Ł-2/200/220. Jej produkcję rozpoczęto w 1976 roku. Była na tyle udaną konstrukcją, że ostatnie maszyny, które zjechały z taśmy w 2000 roku niewiele się różniły od pierwszych. W produkcji została zastąpiona nieco zmodernizowaną ładowarką Ł-35.
Wiele Ł-34 nadal kopie i ładuje, zarówno w Polsce, jak i w innych krajach.
Jeśli ktoś jest ciekaw jak wygląda oryginał - internet jest pełen ich zdjęć.
Legowa maszyna ma ruchomy przegub, co więcej - podczas skrętu wewnątrz przesuwają się imitacje siłowników. Tylny most jest zawieszony kołyskowo, co pozwala zgrabnie pokonywać nierówności. Czy raczej pozwalałoby, gdyby kręciły się kółka.
Łycha ma zakres ruchu bardzo zbliżony do oryginału (widać na zdjęciach, że bez problemu jest w stanie załadować MAZ-a, a także coś wyższego), tyle, że zmiana pozycji wymaga ręcznej wymiany siłowników. To nieco kłopotliwe, ale w końcu to nie zabawka, ale poważna budowla z klocków Lego :)
Podniesioną łychę można po brzegi wypełnić klockami, więc uznaję, że udźwig również mieści się w skali :)
Na początku założyłem sobie, że boczne pokrywy silnika zrobię zdjęte. Pod koniec okazało się, że mogę zmontować prostą pokrywę, która idealnie pasuje na swoje miejsce.
Do kabiny mieści się ludzik, choć w tym celu należy opuścić fotel o dwie płytki - normalnie siedzisko powinno znajdować się mniej więcej na wysokości dolnej krawędzi szyby.
Ładowarka była mniej więcej gotowa rok temu. "Mniej więcej" - bo większość rzeczy, które odkładam jako gotowe, przechodzi jeszcze kilka modyfikacji, zanim wyjedzie na świat. Działa tu tylko i wyłącznie czas. Spojrzenie świeżym okiem po tygodniu, czy miesiącu pozwala wychwycić, co można poprawić w niby gotowym samochodziku.
Tak i w tym przypadku - była wersja krótsza, z oponami balonowymi, z żółtą łyżką, z niżej zamocowanym wysięgnikiem, z wyższą osłoną silnika. Wszystko do wymiany :)
Bardzo się ucieszyłem, kiedy zobaczyłem nowe opony technicowe. Pasują idealnie i szybko je wstawiłem zamiast balonowych. Są nałożone na wywrócone na lewą stronę jakieś inne oponki - już nie pamiętam jakie. Ich ranty ładnie się uzupełniają.
Filtr powietrza to tłok nałożony na zwykły 'axle-pin'. Trzyma się porządnie, choć tylko w pewnym zakresie kątów.
Górna pokrywa silnika jest w oryginale nieco pochyła, akurat, żeby dac pół płytki obniżenia na 7 studach długości. Szpara ma być, bo nie ma jej jak wypełnić, i proszę mi nie doradzać zaklejania jej naklejkami. Uważam, że w bezpośrednim sąsiedztwie żaluzji nie rzuca się wcale w oczy.
Najdłużej kombinowałem ze słupkami kabiny. Nie dość, że przednie pochylone, to jeszcze schodzą się u dołu, a do tego jeszcze po trzy sztuki prostych z każdej strony. Leżał taki kabriolecik bez dachu miesiącami. W pewien ponury dzień słuchając wichru zza okna i dźwięków Carminy Burany chciałem zająć się budowaniem dystrybutora paliwowego do Bedforda, ale bezwiednie wziąłem do rąk odwłok Ł-34, kilka klocków, żółtego flexa oraz skalpel i przyczepiłem słupki do dachu i w najprostszy sposób złożyłem całą kabinę. Na zimno, bez emocji i bez 'chcenia'. Po wszystkim troszeczkę się ucieszyłem :)
Zdjęć tym razem wyszło dużo:
Dziękuję za uwagę i wracam do pracy.
I co, widać grzybka? Pewnie że widać!