[MOC] Kradzież czołgu - PiZ Etap 2
: 2008-03-15, 13:40
Dzień dobry.
Pragnę przedstawić pewną historyjkę z życia grupy 'Nadwołżańskich Gierojów'. Tym razem opowiem o ich pierwszym, poważnym pogwałceniu prawa..
Ot, dlaczego:
A było tak.. Skoro Nadwołżańskie Gieroje mają już furgonetkę, to szpanują nią w całej Moskwie. No wiecie, ruszają z piskiem opon, puszczają muzykę na full, tak jak traktorkiem na wsi. Jeździli tak nieostrożnie, że prawie przejechali Ferenca Pressera, znanego węgierskiego polityka, który narobił sobie kłopotów i musiał uciekać ze swojego Ikarusem płynącego kraju...
..Na szczęście gościowi nic się nie stało, pech chciał, że pan Ferenc bardzo pragnął donieśc na milicję o niezbyt dobrym przestrzeganiu przepisów przez naszą grupkę. Do akcji jednak wkroczył Dymitr, udało mu się przekonać Ferenca, aby ten nie składał doniesień. Niestety nie ma nic za darmo - Węgier powiedział, ze nie pójdzie na milicję, jesli Nadwołżańskie Gieroje ukradną dla niego jakiś pojazd opancerzony. Najlepiej aby to był czołg, ale nie pogardzi transporterem opancerzonym, czy innym pojazdem w tym guście.
Nasza grupka zaczęła więc nerwowo przeszukiwać wszystkie okoliczne demobile, pech chciał, że nawet antyczne T-55 były całkiem dobrze strzeżone. Na szczęście Dymitr przypomniał sobie o pewnym małym wojskowym parkingu, gdzie stał ZSU-57-2, stare działo przeciwlotnicze na podwoziu T-54, protoplasta znanej Szyłki. Grupa udała się tam i z radością spotrzegła, że teren ten jest kiepsko strzeżony, a odstawiony do rezerwy ZSU wciąż jest sprawny..
Plan
Po powrocie do bazy Marcus zaczął knuć plan. Plan absolutnie doskonały. Grupa miała podjechać na miejsce postoju czołgu, sterroryzować strażników, ukraść czołg i bocznymi uliczkami Moskwy uciec wprost do garażu Ferenca. Ukradziony czołg miał być konwojowany przez furgonetkę grupy. W razie ewentualnego pościgu radiowozy miałyby zostać ostrzelane z czołgu lub obrzucone dynamitem.. A potem już z górki.
I jak to się potoczyło..?
A więc wyruszyli. Okazało się, że strażnik był tylko jeden, więc sterroryzowac go było dosc łatwo. Siergiej podłożył ładunki wybuchowe...
...I biedny strażnik pozostał bez kanciapy.
Nastepnie ktoś wrzasnął "CHODU!!!". Jak powiedzieli, tak zrobili. Cała piatka zapakowała się do ZSU...
...I odjechali z piskiem.. nie, raczej z dudnieniem silnika i wściekłym łomotem gąsienic.
Strażnik próbował ich zatrzymać, lecz jednym karabinem nic ciekawego nie zdziała. Wezwał więc milicję, wojsko, straż pożarną, wszystko co się dało, lecz do akcji wkroczyły tylko dwa radiowozy. To chyba trochę za mało by zatrzymac czołg z pięcioma szaleńcami w srodku. Tak, zdecydowanie za mało.
Do policjantów zaczął przemawiać Dymitr, niestety sukces był połowiczny, ponieważ jeden z ścigających posłuchał i się wycofał. Drugi policjant ścigał czołg dalej, bo po prostu nie usłyszał nawijania Dymitra - był troszeczkę przygłuchy.. Nasi bohaterownie zostali zmuszeni do użycia przemocy, niestety..
No, ale policjant mógł przecież kupić sobie aparat słuchowy. Albo tą taką trabkę.
Ale przenieśmy się gdzie indziej. Pamietacie..? Oto Bronek i Wiesio, dwa wesołe kościotrupki zamieszkujące pewien znay Wam zameczek.
Tego dnia Wiesio wyczuł jednak, ze ziemia jakby lekko się trzęsie. Drgania wzrastały z każdą chwilą...
..Aż w końcu szkieletorek zobaczył kłebowisko szarego dymu. I czerwone coś przemykajace obok niego ze sporą szybkoscią.. Wiecie już co to było?
Zdążył tylko krzyknąc do swojego kościstego przyjaciela "uciekaj!!" i w zamek wjechała wielka, wściekle ryczące kupa stali (szczęsliwie kościotrupy uciekły na bok..).
Nieszczęscie, wielkie nieszczęscie.. No co za pech po prostu.. Zwłąszcza, że Marcus nie uwzględnił na planie obecności tego zameczku. Nie stanowił on jednak specjalnie dużej przeskody dla naszych bohaterów..
Spora kupa stali w końcu sobie pojechała. Niestety, z zameczku niewiele zostało (dobrze, że go wcześniej nie zburzyłem, ale był ubaw), więc kościotrupy musza poszukac sobie lepszego domku..
Finał
Parę kilometrów dalej (i po odpadnieciu resztek cegieł z błotników) czołg napotkał kolejną przeszkodę. Nie był to zamek, cysterna, czy komisariat policji, ale zdumiony Ferenc we własnej osobie. Ze łzami w oczach podziękował drużynie za zdobycie czołgu (wszak nie spodziewał się, że jego zadanie zostanie wykonane..!).. Cóż za wzruszający koniec. Tego samegi dnia fixer załatwił grupie alibi, jakoby mieli cały wieczór siedzieć w odludnym barze i świętować kupno furgonetki.
Wykorzystałem umiejetnosci wszystkich członków drużyny:
-Boss - wiadomo, planowanie..
-Kierowca - uprowadzenie czołgu
-Adwokat - przekonywanie Ferenca, kontakty z policjantami, he he.
-Ex-komandos - ostrzał z czołgu..
-Saper - wysadzenie kanciapy
-Fixer - zdobycie alibi.
Aby uciąc wszelkie wątpliwości czemu ten pojazd ma dwie lufy i wielką więże o dziwnym kształcie - oto schemat oryginału: Specjalizacja grupy - 3 kategoria (własna). Kradzieże nietypowych pojazdów, zuchwałe włamania, gwałtowne i legalne inaczej rozbiórki budynków, pojazdów motorowych (także tych nietypowych), szerzenie ZŁA.
I to jak na razie tyle.. :-)
Liczę na komantarze :-)
Pragnę przedstawić pewną historyjkę z życia grupy 'Nadwołżańskich Gierojów'. Tym razem opowiem o ich pierwszym, poważnym pogwałceniu prawa..
Ot, dlaczego:
A było tak.. Skoro Nadwołżańskie Gieroje mają już furgonetkę, to szpanują nią w całej Moskwie. No wiecie, ruszają z piskiem opon, puszczają muzykę na full, tak jak traktorkiem na wsi. Jeździli tak nieostrożnie, że prawie przejechali Ferenca Pressera, znanego węgierskiego polityka, który narobił sobie kłopotów i musiał uciekać ze swojego Ikarusem płynącego kraju...
..Na szczęście gościowi nic się nie stało, pech chciał, że pan Ferenc bardzo pragnął donieśc na milicję o niezbyt dobrym przestrzeganiu przepisów przez naszą grupkę. Do akcji jednak wkroczył Dymitr, udało mu się przekonać Ferenca, aby ten nie składał doniesień. Niestety nie ma nic za darmo - Węgier powiedział, ze nie pójdzie na milicję, jesli Nadwołżańskie Gieroje ukradną dla niego jakiś pojazd opancerzony. Najlepiej aby to był czołg, ale nie pogardzi transporterem opancerzonym, czy innym pojazdem w tym guście.
Nasza grupka zaczęła więc nerwowo przeszukiwać wszystkie okoliczne demobile, pech chciał, że nawet antyczne T-55 były całkiem dobrze strzeżone. Na szczęście Dymitr przypomniał sobie o pewnym małym wojskowym parkingu, gdzie stał ZSU-57-2, stare działo przeciwlotnicze na podwoziu T-54, protoplasta znanej Szyłki. Grupa udała się tam i z radością spotrzegła, że teren ten jest kiepsko strzeżony, a odstawiony do rezerwy ZSU wciąż jest sprawny..
Plan
Po powrocie do bazy Marcus zaczął knuć plan. Plan absolutnie doskonały. Grupa miała podjechać na miejsce postoju czołgu, sterroryzować strażników, ukraść czołg i bocznymi uliczkami Moskwy uciec wprost do garażu Ferenca. Ukradziony czołg miał być konwojowany przez furgonetkę grupy. W razie ewentualnego pościgu radiowozy miałyby zostać ostrzelane z czołgu lub obrzucone dynamitem.. A potem już z górki.
I jak to się potoczyło..?
A więc wyruszyli. Okazało się, że strażnik był tylko jeden, więc sterroryzowac go było dosc łatwo. Siergiej podłożył ładunki wybuchowe...
...I biedny strażnik pozostał bez kanciapy.
Nastepnie ktoś wrzasnął "CHODU!!!". Jak powiedzieli, tak zrobili. Cała piatka zapakowała się do ZSU...
...I odjechali z piskiem.. nie, raczej z dudnieniem silnika i wściekłym łomotem gąsienic.
Strażnik próbował ich zatrzymać, lecz jednym karabinem nic ciekawego nie zdziała. Wezwał więc milicję, wojsko, straż pożarną, wszystko co się dało, lecz do akcji wkroczyły tylko dwa radiowozy. To chyba trochę za mało by zatrzymac czołg z pięcioma szaleńcami w srodku. Tak, zdecydowanie za mało.
Do policjantów zaczął przemawiać Dymitr, niestety sukces był połowiczny, ponieważ jeden z ścigających posłuchał i się wycofał. Drugi policjant ścigał czołg dalej, bo po prostu nie usłyszał nawijania Dymitra - był troszeczkę przygłuchy.. Nasi bohaterownie zostali zmuszeni do użycia przemocy, niestety..
No, ale policjant mógł przecież kupić sobie aparat słuchowy. Albo tą taką trabkę.
Ale przenieśmy się gdzie indziej. Pamietacie..? Oto Bronek i Wiesio, dwa wesołe kościotrupki zamieszkujące pewien znay Wam zameczek.
Tego dnia Wiesio wyczuł jednak, ze ziemia jakby lekko się trzęsie. Drgania wzrastały z każdą chwilą...
..Aż w końcu szkieletorek zobaczył kłebowisko szarego dymu. I czerwone coś przemykajace obok niego ze sporą szybkoscią.. Wiecie już co to było?
Zdążył tylko krzyknąc do swojego kościstego przyjaciela "uciekaj!!" i w zamek wjechała wielka, wściekle ryczące kupa stali (szczęsliwie kościotrupy uciekły na bok..).
Nieszczęscie, wielkie nieszczęscie.. No co za pech po prostu.. Zwłąszcza, że Marcus nie uwzględnił na planie obecności tego zameczku. Nie stanowił on jednak specjalnie dużej przeskody dla naszych bohaterów..
Spora kupa stali w końcu sobie pojechała. Niestety, z zameczku niewiele zostało (dobrze, że go wcześniej nie zburzyłem, ale był ubaw), więc kościotrupy musza poszukac sobie lepszego domku..
Finał
Parę kilometrów dalej (i po odpadnieciu resztek cegieł z błotników) czołg napotkał kolejną przeszkodę. Nie był to zamek, cysterna, czy komisariat policji, ale zdumiony Ferenc we własnej osobie. Ze łzami w oczach podziękował drużynie za zdobycie czołgu (wszak nie spodziewał się, że jego zadanie zostanie wykonane..!).. Cóż za wzruszający koniec. Tego samegi dnia fixer załatwił grupie alibi, jakoby mieli cały wieczór siedzieć w odludnym barze i świętować kupno furgonetki.
Wykorzystałem umiejetnosci wszystkich członków drużyny:
-Boss - wiadomo, planowanie..
-Kierowca - uprowadzenie czołgu
-Adwokat - przekonywanie Ferenca, kontakty z policjantami, he he.
-Ex-komandos - ostrzał z czołgu..
-Saper - wysadzenie kanciapy
-Fixer - zdobycie alibi.
Aby uciąc wszelkie wątpliwości czemu ten pojazd ma dwie lufy i wielką więże o dziwnym kształcie - oto schemat oryginału: Specjalizacja grupy - 3 kategoria (własna). Kradzieże nietypowych pojazdów, zuchwałe włamania, gwałtowne i legalne inaczej rozbiórki budynków, pojazdów motorowych (także tych nietypowych), szerzenie ZŁA.
I to jak na razie tyle.. :-)
Liczę na komantarze :-)